-Daleko jeszcze? – zapytał Fryderyk Szop.
-Co się tak pytasz jak osioł ze Shreka? Odpowiedział Gienek.-Przecież już mnie dwa razy pytałeś i powiedziałem ci, że jeszcze trochę.
-No bo ja tak pytam, na wszelki wypadek, czy daleko, gdyby miało się okazać, że jednak już niedaleko.- odparł Freddy.
Wycieczka w góry początkowo zapowiadała się znakomicie. Przyjaciele wyruszyli we dwóch ze schroniska wczesnym rankiem ,żeby mieć więcej czasu na podziwianie widoków. Niestety, pogoda, która rano była słoneczna, w poludnie zmieniła się w zachmurzoną, a popołudniu w deszczową. Drobny deszcz padający od kilku godzin zupełnie Fryderykowi odebrał humor.
-Wrrrr. Nie lubię deszczu. Jest mokry, futerko mi się zmechaci, błoto się robi na ścieżce, łapki mi się zapadają, jeszcze brakuje, żebym się na jakimś mokrym kamieniu wykopyrtnął.
-Hej, głowa do góry. Przecież jeszcze wczoraj się przechwalałeś, jaki to jesteś odporny na warunki pogodowe i że szopy są bardzo odporne na warunki ekstremalne. – Gienek próbował podnieść kolegę na duchu.
-Taaaak, oczywiście, że są odporne. Ale są jakieś granice złej pogody. – jęknał Szop. – Nie mów mi, że ciebie ta pogoda nie zniechęciła!
-No, taki zachwycony to też nie jestem, bo mieliśmy zrobić fajne zdjęcia z widokami, no, ale jak już jest , jak jest, to nie ma co narzekać. Święty Franciszek zawsze mówił,że trzeba mieć radość doskonałą. Bo dzięki temu żadne warunki nie są wtedy straszne.
-O. a to niby dlaczego tak powiedział?- Zdziwił się Fryderyk.
-No bo też miał taką przygodę. Jak wracał nocą do klasztoru właśnie w taka pogodę, albo nawet i gorszą i nie tylko że brat pilnujący wejścia do klaszoru ich nie wpuścił, to jeszcze ich nie poznał i pogonił kijem, że udają świętego Franciszka. No a święty Frnaciszek powiedział, że jeżeli nawet w tak trudnej sytuacji się nie zdenerwujesz, ale będziesz nadal radosny, to to właśnie jest radość doskonała.
-No to niby fajnie tak mieć, ale skąd taka radość się bierze? Mi jest mokro, zimno i jestem głody, do domu daleko, to niby z czego mam się cieszyć?-protestował Szop.
-A z tego, że Pan Bóg jest i czuwa nad wszystkim. I skoro pozwolił nam mieć takie trudne doświadczenie, to znaczy, że ma w tym jakiś plan. A jako że Bóg kocha nas cały czas, to nie mamy co się martwić. On zna nas i wie, czego w danej chwili potrzebujemy.
-A czy naprawdę teraz potrzebujemy deszczu?- Dla Fryderyka ta odpowiedź przyjaciela nie była wystarczająca.
-My może i nie, ale na pewno las potrzebował. I rolnicy też potrzebowali. Przecieć lato i jesień do tej pory były takie suche, że prawie nic nie rosło.
-To On nie wiedział, że mamy wycieczkę? – Nie dawał za wygraną Freddy.
-Wiedział. A czy ty wiedziałeś, że w górach może padać deszcz?
-No niby wiedziałem. Sprawdzaliśmy pogodę w internecie.-Freddy nie spodziewał się takiego pytania.
-A mimo tego uparłeś się nie zakładać ani butów na twoje łapki, ani kurtki przeciwdeszczowej na twoje futerko.- kontynuował Mnich.
-No niby się uparłem. – jęknął Freddy
-Szach mat!- Podsumował Gienek. -to nie zarzucaj Panu Bogu, że ci taką pogodę zesłał, tylko miej pretensje do siebie, że się nie przygotowałeś. Niestety, tak już mamy często. Najpierw robimy rzeczy nie myśląc o konsekwencjach, a potem narzekamy, że nas spotkał pech. No nie żaden pech, tylko często to skutki naszych błędów.
-To co ja mam teraz zrobić?- Freddiemu ta przemowa przyjaciela wcale nie dodała otuchy.
-Zachować radość doskonałą i cieszyć się z tego, że nawet wtedy, gdy popełniamy błędy, Pan Jezus kocha nas i nas nie zostawia. O, proszę! Już widać światła schroniska!
-Jesteśmy uratowani! – zawołał Fryderyk i przyspieszył kroku.
***
-A nie mówiłem, że będzie fajnie?-Gienek otworzył okno schroniska i świeże, górskie powietrze wpadło do pokoju. Poprzedniego dnia padał deszcz, gdy wieczorem z Fryderykiem dotarli do schroniska. Ale ten dzień zapowiadał się słonecznie. Właśnie wschodziło piękne, jesienne słońce.
-Super. Futerko wyschło, wyspałem się w wygodnym łóżku, teraz pora na śniadanie.-Fryderyk miał wyraźnie lepszy humor.
-Tylko pospieszmy się, bo nie po to wstaliśmy wcześnie, by potem zmarnować cały poranek. Zaraz po śniadaniu idziemy na szczyt. Przy takiej pogodzie powinny być ładne widoki.
Tak też zrobili. Szczyt góry nie był bardzo daleko. Po godzinnej wędrówce dotarli na wierzchołek.
-Pierwszy! Zawołał zdyszany Fryderyk i rozejrzał się po niewielkiej polanie szczytowej otoczonej kosodrzewiną.-No ładnie. Mówiłeś, że będzie widok, a tu drzewa wszystko zasłaniają!-entuzjazm Szopa zgasł natychmiast.
-Z mapy tak to wyglądało.-tłumaczył Gienek.-Sprawdzałem na takiej aplikacji, że przy dobrych warunkach to można zobaczyć szczyty na 150 kilometrów. Ale najwyraźniej nie przewidzieli, że jesteśmy tak mali, że nie wystajemy ponad kosówkę.
-Nie po to przeszliśmy taki kawał, żeby siedzieć w krzakach.-nie dawał za wygraną Freddy.-Coś wymyślimy. Zobacz! Tutaj jest stos głazów, który oznacza wierzchołek. To jak się na niego wgramolę, to będę trochę wyższy i… O! Patrz! Widać! Widać! Jak jeszcze podłożę ten plecak to już w ogóle jestem wysoko!
Gienek szybko dołączył do przyjaciela. Głazy były dość duże i stabilne, więc nie było obawy, że coś się niebezpiecznego stanie. Już po chwili obaj radowali się przepięknym widokiem. Ich głowy wystawały z kosodrzewiny akurat na tyle wysoko, bo zobaczyć całe piękno pasm górskich. Po wczorajszym deszczu niebo było czyste i widoczność była wyśmienita.
-Rzeczywiście, warto było wcześnie wstać, by zobaczyć taki widok.-Cieszył się Fryderyk.
-Mi też się podoba.-przytaknął Gienek- A już myślałem, że będzie trzeba się na jakieś drzewo wspinać, jak celnik Zacheusz z Ewangelii.
-A co? Bo nie pamiętam.
-Zacheusz chciał zobaczyć Pana Jezusa, ale był taki niski, że tłum mu zasłaniał. Więc wdrapał się na drzewo. A Jezus zobaczył go i zawołał:”Zacheuszu, zejdź na dół, bo chcę do ciebie przyjść na obiad.”
-Fajnie tak. Ja też bym chciał, żeby tak Jezus do mnie na obiad przyszedł. Ciekawe, czy Jezus lubi pierogi?Bo ja lubię. – Na samą myśl o pierogach Fryderyk oblizał sobie pyszczek.
-Pewnie lubi. Pierogi są bardzo smaczne. Ale w tej historii nie jest ważne, co jedli, ale to, że Jezus zobaczył Zacheusza, o którym wszyscy wiedzieli, że jest człowiekiem, który robił różne złe rzeczy i bardzo oszukiwał ludzi. Niektórzy się nawet dziwili, że Jezus idzie do takiego grzesznika w gości.
-Pewnie byli zazdrośni, że nie poszedł do nich.-powiedział Freddy.
-A jednak Jezus poszedł właśnie do tego grzesznika, żeby pokazać mu, jak bardzo go kocha i się o niego troszczy. I wiesz, że to spotkanie zmieniło Zacheusza? Postanowił, że odda połowę majątku ubogim, a każdemu, kogo oszukał, odda cztery razy tyle.- zakończył opowiadanie Gienek.
-To się dopiero nazywa nawrócenie!-Freddy był zachwycony historią.-A wszystko zaczęło się od tego, że chciał zobaczyć Jezusa.
-To bardzo ważne, żebyśmy chcieli spotkać Pana Jezusa, bo On ma wielkie zaufanie do nas, grzeszników i bardzo nas kocha.-podsumował pluszowy mnich.
-No i czad!- Zawołał zrozadowany Freddy.-
– A w takim razie… co teraz robimy? – po chwili milczenia zapytał Freddy?-Bo na ten widok to ja już się napatrzyłem.
– A teraz to idziemy na wodospad – zarządził Gienek.
Tekst ukazał się pierwotnie w miesięczniku "Nowe Życie"
http://www.nowezycie.archidiecezja.wroc.pl/
Najnowsze komentarze