-Kto tam? – zawołał Gienek. Kolejny raz zabierał się do czytania swojej ulubionej książki o wielorybach i kolejny raz ktoś mu przeszkadzał. A to pani z sąsiedztwa chciała
pożyczyć trochę cukru, bo „własnie się skończył, a goście mają zaraz być”, a to zadzwoniła jakaś pani i zawracała mu głowę sprawami, na których w ogóle sie nie znał „bo ja
myślałam, że pan z kościoła, to będzie pan wiedział”, a to trzeba było zejść do piwnicy, bo coś znowu wyło w kaloryferach i „na pewno termostat jest źle ustawiony i co chwila
zamyka i otwiera zawory”. No i oczywiście już 5 raz dzisiaj ktoś „koniecznie chciał się widzieć z księdzem Piotrem, bo ma dla niego i tylko dla niego wiadomość. I zapomniałam
mu przekazać po Mszy w kościele. Ja wiem, że go nie ma, ale może już wrócił, bo to w sumie nic pilnego, więc zadzwonię jeszcze raz za chwilę, dobrze?”. Nie mogą ludzie
zrozumiec, że jak ksiądz ogłaszał dzisiaj, że pojechał do Copiague na spowiedź i wróci dopiero późnym wieczorem, to pojechał do Copiague na spowiedź i wróci dopiero
późnym wieczorem. Więc nie może być akurat teraz obecny. Ani nawet za chwilę. Zwłaszcza że jest niedziela po południu i biuro parafialne i tak jest zamknięte.
– No chwila, chwila, no muszę dojść przecież!- Zawołał znowu znienierpliwiony, bo nie dość, że ktoś mu przeszkadza, to jeszcze wisi na tym dzwonku, jakby nie wiedział, że on
właśnie czytał książkę o wielorybach. Poleciał do drzwi. Na ganku stały dwie wielkie paczki zapakowane w kolorowy papier i z piekną kokardą na górze.
– hmm. paczki same przyszły? – zaczął się głośno zastanawiać…. W tym momencie zobaczył dwie pary dziecięcych oczu wyglądających zza pudełek.
– Surprise! Niespodzianka! – dwie dziewczynki wyskoczyły z ukrycia . Znał je z kościoła. Starsza, Payton, była w zeszłym roku do I Komunii i teraz była jedną z najgorliwszych
ministrantek. Młodsza, o dźwięcznym imieniu Piper, miała dopiero 5 lat, ale też chodziła na zbiórki „bo ja też bardzo chcę!”
-Hi, Gienek. – zaszczebiotała Payton po angielsku – Mama powiedziała, że zbieracie prezenty dla dzieci, które nie mają pieniędzy, żeby kupic prezenty, to myśmy im kupiły,
żeby też miały fajne święta. My tylko przynosimy i znikamy, bo mama czeka w aucie, bo jedziemy do kina. I tak po drodze wpadliśmy tu. – patrzyły na niego z uśmiechem.
Cała złość od razu mu minęła.
– O! jak fajowo! Czad po prostu! Dzięki bardzo! Postawcie to tutaj! O! jakie wielkie pudełka! Jak się cieszę, że też chciałyście pomóc w naszej akcji! Super w ogóle!
Dziewczynki wniosły pudełka, pomachały i zniknęły równie szybko, jak się pojawiły.
Gienek pozdrowił je i westchnął. Zawsze wzruszał go zapał i chęć pomocy innym, jaką miały dzieci.
Wrócił do pokoju, by zagłębić się w porzuconej kolejny raz lekturze. Ale jakoś mu odeszła ochota na zgłębianie tajemnic oceanów i ich mieszkańców. Zrobiło mu się głupio, że
cały dzień narzekał, zamiast … no właśnie. Przypomniała mu się Ewangelia, którą słyszał dziś rano na Mszy świętej. O tym, jak święta Elżbieta z radością przyjęła Maryję, gdy
ta przyszła ją odwiedzić. I jak potem w homilii ksiądz Piotr mówił, że święty Jan, choć był jeszcze pod sercem swojej mamusi, już rozpoznał, że Maryja przynosi Pana Jezusa,
Zbawiciela.
– no ładnie. Tyle razy dzisiaj Pan Jezus do mnie przychodził, ukryty w innych ludziach, a ja go nie poznałem i wcale się nie ucieszyłem. ech, Gienek, Gienek. Ty samolubie…. –
powiedział do siebie i smutno pokiwał głową. – No i co tu teraz zrobić? Jak to naprawić….
– No, niektórych rzeczy już naprawić się nie da. Można przeprosić i na przyszłość robić inaczej. Sam mi kiedyś tłumaczyłeś – odezwał się głos.
– oooo. Fryderyk? A co ty tu robisz? – Gienek rozejrzał się zdziwiony i ujrzał szopa siedzącego na fotelu. Zaskoczyło go to i czuł się nieco zakłopotany, że przyjaciel usłyszał
jego osobiste zwierzenia.
– No siedzę tu od jakiejś godziny. Tylko że tak się miotasz, że nawet żeś mnie nie zauważył. – mruknął Fryderyk. – ale spoko. Jasna sprawa. Też bym się pewnie tak spienił,
gdyby co chwila mi ktoś przerywał. Ale wiesz co? Może w takim razie, zamiast się teraz zamartwiać, pójdziemy razem na dół i uporządkujemy te wszystkie pakunki, żeby jutro
Dianne miała mniej roboty, co?
– No to chyba dobry pomysł.