O co chodzi z tym pokojem?

O co chodzi z tym pokojem?

Gienek siedział sobie na ganku przed domem przysłuchując się wiosennym śpiewom ptaków. Uwielbiał wiosnę, gdy na gałęziach pojawiały się małe, nieśmiałe pąki, gdzieniegdzie w jeszcze poszarzałej trawie zaczynały przeświecać kolorowe kwiatki, by nagle wszystko rozbłyskało zielenią I kolorami, a ptaki, które jeszcze niedawno zmarznięte i skulone tylko skakały to tu, to tam, w poszukiwaniu rozsypanych okruchów chleba, teraz świergotały bez opamiętania fruwając wszędzie z wielką radością. Z marzeń wyrwał go hałas na pietrze. Jakby ktoś przewrócił z hukiem całą szafę. (doświadczenie mówiło mu, że to Fryderyk znów miał jakiś dziki pomysł….)

Pobiegł prędko na górę. Na środku korytarza siedział Fryderyk pomiędzy poprzewracanymi walizkami.

-Co robisz? – krzyknął Gienek przerażony.

– A , pakuję się. – Fryderyk udawał, że nic się nie stało.

– No ale te walizki wszystkie?

– ja tam chciałem wziąć tylko jedną, tą najdolniejszą, i nie chciałem z nimi wszystkimi zadzierać, ale one rzuciły się na mnie zupełnie z zaskoczenia!

– no a czegoś się spodziewał? Jak wyjąłeś najdolniejszą walizkę, to te najgórniejsze spadły. To logiczne przecież!

– no może dla ciebie. Ja nie wiedziałem, że one takie zazdrosne są jedna o drugą.

– to nie ma nic wspólnego z zazdrością, a z przyciąganiem ziemskim. Jeżeli spod górnej walizki wyciągniesz dolną, to górna spadnie na ziemię z siłą o wartości wprost proporcjonalnej do wysokości i masy walizki. To przecież powszechnie znane prawo spadania walizek. Nie uczyli cię w szkole?

– No może i uczyli. Ale ja potrzebowałem walizki!

– No to nie mogłeś wziąć najgórniejszej? – Gienek nie mógł zrozumieć przyjaciela

– Ale ja potrzebowałem tej najdolniejszej! – upierał się Freddy.

– Oh jeejj… – Gienek dał za wygraną. – No ale ale…, po co ty się pakujesz? Wyprowadzasz się gdzieś?

– No a i owszem.- odrzekł Fryderyk z zadowoloną miną.

– Ale jak to? Dokąd? Czemu? Po co? – tym razem Gienek był całkowicie zaskoczony.

– No bo już mi się trochę tu znudziło w naszym małym pokoju, a przeczytałem w Ewangelii, że Pan Jezus powiedział do uczniów: pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam, nie tak jak daje świat, ja wam daję. No to pomyślałem, że skoro normalnie w świecie za wynajem pokoju to trzeba sporo zapłacić, więc jak ma być u Pana Jezusa inaczej, to się opłaca, co nie? – Fryderyk wydawał się całkowicie przekonany co do swojej decyzji.

– Freddy – jęknął przeciągle Gienek łapiąc się za głowę. – Ale Pan Jezus nie mówi o pokoju do mieszkania, tylko mówi pokój, czyli że pokój no… yyy… pokój… aaaa, no właśnie….no bo po polsku słowo pokój ma dwa znaczenia. Pokój jako miejsce do mieszkania, ale Jezus mówi daję wam pokój czyli że nie – wojnę, tylko pokój.

– No jeejku… – Freddy zrozumiał natychmiast swoją pomyłkę i nie krył rozczarowania. -No to nie mógł po angielsku powiedzieć? W końcu jestem amerykańskim zwierzątkiem, to był zrozumiał, że chodzi mu pokój czyli “Peace”, a nie pokój czyli “Room”. No I ja na durnia znowu wyszedłem….

– No, na durnia nie, bo mi też było to od razu trudno wytłumaczyć. – przyznał Gienek.

Fryderyk podrapał sie łapka po głowie.

– A no to już w sumie teraz ja całkiem nie wiem, co to znaczy, że Pan Jezus daje pokój nie tak, jak świat? Chyba pokój czyli brak wojny to jasne jest? Co nie?

– No w sumie to bardzo ważne pytanie. – Zamyślił sie Gienek- bo wychodzi na to, że mimo że wiadomo że nie wolno się strzelać i zabijać, to ludzie i tak się strzelają i zabijają. No I niektórzy mówią: to my wprowadzimy pokój w ten sposób, że zrobimy porządek z tymi wszystkimi, co to nie chcą porządku. I powsadzamy wszystkich do więzienia, albo powystrzelamy. Tylko że wtedy trzeba zrobić strasznie dużo karabinów, żeby ci, co pilnują porządku i pilnują pokoju, mieli więcej niż ci, co to nie lubią porządku i nie chcą pokoju. No i to chłopakom na całym świecie jakoś strasznie marnie wychodzi takie pilnowanie się wzajemnie, I co chwila ktoś do kogoś I tak strzela I to jest strasznie smutne. A jeszcze smutniejsze jest to, że niektórzy mówią: my strzelamy, bo to Pan Bóg nam tak kazał strzelać.

– No to faktycznie straszne! Co to musi być za Pan Bóg, że każe zabijać innych. Jakiś bardzo niedobry Pan Bóg. – Szop aż zatrząsł się ze zdenerwowania.

– No ja raczej bym powiedział, – skomentowął Gienek – że ci, co tak mówią, to nigdy nie spotkali prawdziwego Pana Boga i zupełnie nie zrozumieli, co Pan Bóg do nich mówi. Za czasów Jezusa też tak było, że wojowali i wojowali. I się buntowali jedni na drugich i się zabijali. A Pan Jezus mówi: ja wam dam prawdziwy pokój, nie taki, o który trzeba sie bić. Taki pokój, co to się zaczyna w środku, że człowiek zaczyna kochać drugiego człowieka. Bo jak kochasz drugiego, to już wtedy nie chcesz do niego strzelać. I Pan Jezus właśnie chce taki pokój dać każdemu.

– No ale nie każdy chce taki pokój mieć.- zamyślił się Freddy.

– No właśnie. No to naszym zadaniem jest zacząć od siebie. I tak jak święty Franciszek sie modlił: nieść pokój tam gdzie panuje nienawiść, przebaczenie, tam gdzie panuje krzywda. Zaczynając od siebie i swoich najbliższych.

– Aha. – westchnął Freddy.

– No, to teraz sprzątamy te walizki, bo jak ksiądz Piotr wróci, to dopiero będzie wojna. – Gienek spojrzał na walizkowy bałagan

– no, wojna pokojowa. – Fryderyk wygrzebał się ze stosu walizek i zabrali się razem do pracy.

 

 

Paś owieczki moje

Paś owieczki moje

Gienek miał już dość siedzenia w domu. Wsiadł więc w samochód i pojechał do Suthampton. Tam jest jego ulubione miejsce do spacerów. Wiosną i jesienią, gdy nie trzeba mieć specjalnego karnetu prakingowego, często lubił tam przyjeżdżać, by po prostu pogapić się na Atlantyk. Szum fal bijących o brzeg zawsze go wprowadzał w dobry nastrój. Szczególnie jak trochę mocniej wieje. Tak było i tym razem. Często też zwykły nachodzić go różne myśli, które potem albo spisywał, albo wprost nagrywał. I nie inaczej było i tym razem….

Trzej Królowie

Trzej Królowie

 

Poranek wstał mroźny. Jako że poprzedniego dnia było dość wilgotno, drzewa pokryły się srebrnym pyłem szronu.
-Ale fajnie! – krzyknął Fryderyk wyglądając przez okno.
– no ja nie wiem, czy tak fajnie. Zimno jest, trzeba będzie się znów ciepło ubierać. A ja nie lubię się ciepło ubierać, bo można się szybko przegrzać, potem zmarznąć i znów przegrzać i choroba gotowa. – jęknął Gienek wysuwając nos spod kołdry
– no już nie przesadzaj, nie przesadzaj. Trzeba jeść witaminy, owoce, warzywa, pić tran i tak dalej i się trochę hartować. – nie dawał za wygraną Szop.
– no łatwo ci mówić. W końcu jesteś Szopem, a to zwierzątka futerkowe są.
– ej, no nie kłócić mi się! – przerwał debatę ks. Piotr. – Wstawaj, leniuchu, i do roboty, Uroczystość Trzech Króli dzisiaj, a dzieci znów nie dostały nowego filmu z Twoim komentarzem! Ani nawet żadnego opowiadania nie napisałeś!
– no bo, yyyyy – zaczął stękać Gienek
– nie ma żadnego yyyy. Dziś ostatni raz nadstawiam za ciebie karku i wrzucam do sieci stary odcinek. Za tydzień bardzo proszę żeby było nowy. O chrzcie w Jordanie. I koniec debaty w ogóle! Niech to będzie Twoja rezolucja noworoczna.
– no już dobrze, dobrze. Ale pomożesz?
– no oczywiście, że tak. Czy ja ci kiedyś nie pomogłem?
– no nigdy….
– no widzisz?
– A tymczasem to ja wam opowiem o tych Trzech Królach. – wtrącił sie Fryderyk – No bo ja usłyszałem kiedyś taką fajną kolędę o Trzech Królach: Gwiazda rozbłysła, albo raczej kometa, no w każdym razie kosmiczne zjawisko, dała znak, że Boga urodzi Kobieta i że ten czas jest bardzo, bardzo blisko! – zaczął rapować skacząc po tapczanie jak po trampolinie. – Faktem jest że za gwiazdą przyszło trzech mądrali przybyli podobno z Dalekiego Wschodu. do dziś nikt nie wie , jak oni to skumai i dlaczego robili sobie tyle zachodu….
– oj, Freddy….. – jęknął ksiądz…

 

IV Niedziela Adwentu

IV Niedziela Adwentu

Przygotowujemy prezentu dla najuboższych-Kto tam? – zawołał Gienek. Kolejny raz zabierał się do czytania swojej ulubionej książki o wielorybach i kolejny raz ktoś mu przeszkadzał. A to pani z sąsiedztwa chciała

pożyczyć trochę cukru, bo „własnie się skończył, a goście mają zaraz być”, a to zadzwoniła jakaś pani i zawracała mu głowę sprawami, na których w ogóle sie nie znał „bo ja

myślałam, że pan z kościoła, to będzie pan wiedział”, a to trzeba było zejść do piwnicy, bo coś znowu wyło w kaloryferach i „na pewno termostat jest źle ustawiony i co chwila

zamyka i otwiera zawory”. No i oczywiście już 5 raz dzisiaj ktoś „koniecznie chciał się widzieć z księdzem Piotrem, bo ma dla niego i tylko dla niego wiadomość. I zapomniałam

mu przekazać po Mszy w kościele. Ja wiem, że go nie ma, ale może już wrócił, bo to w sumie nic pilnego, więc zadzwonię jeszcze raz za chwilę, dobrze?”. Nie mogą ludzie

zrozumiec, że jak ksiądz ogłaszał dzisiaj, że pojechał do Copiague na spowiedź i wróci dopiero późnym wieczorem, to pojechał do Copiague na spowiedź i wróci dopiero

późnym wieczorem. Więc nie może być akurat teraz obecny. Ani nawet za chwilę. Zwłaszcza że jest niedziela po południu i biuro parafialne i tak jest zamknięte.

– No chwila, chwila, no muszę dojść przecież!- Zawołał znowu znienierpliwiony, bo nie dość, że ktoś mu przeszkadza, to jeszcze wisi na tym dzwonku, jakby nie wiedział, że on

właśnie czytał książkę o wielorybach. Poleciał do drzwi. Na ganku stały dwie wielkie paczki zapakowane w kolorowy papier i z piekną kokardą na górze.

– hmm. paczki same przyszły? – zaczął się głośno zastanawiać…. W tym momencie zobaczył dwie pary dziecięcych oczu wyglądających zza pudełek.

– Surprise! Niespodzianka! – dwie dziewczynki wyskoczyły z ukrycia . Znał je z kościoła. Starsza, Payton, była w zeszłym roku do I Komunii i teraz była jedną z najgorliwszych

ministrantek. Młodsza, o dźwięcznym imieniu Piper, miała dopiero 5 lat, ale też chodziła na zbiórki „bo ja też bardzo chcę!”

-Hi, Gienek. – zaszczebiotała Payton po angielsku – Mama powiedziała, że zbieracie prezenty dla dzieci, które nie mają pieniędzy, żeby kupic prezenty, to myśmy im kupiły,

żeby też miały fajne święta. My tylko przynosimy i znikamy, bo mama czeka w aucie, bo jedziemy do kina. I tak po drodze wpadliśmy tu. – patrzyły na niego z uśmiechem.

Cała złość od razu mu minęła.

– O! jak fajowo! Czad po prostu! Dzięki bardzo! Postawcie to tutaj! O! jakie wielkie pudełka! Jak się cieszę, że też chciałyście pomóc w naszej akcji! Super w ogóle!

Dziewczynki wniosły pudełka, pomachały i zniknęły równie szybko, jak się pojawiły.

Gienek pozdrowił je i westchnął. Zawsze wzruszał go zapał i chęć pomocy innym, jaką miały dzieci.

Wrócił do pokoju, by zagłębić się w porzuconej kolejny raz lekturze. Ale jakoś mu odeszła ochota na zgłębianie tajemnic oceanów i ich mieszkańców. Zrobiło mu się głupio, że

cały dzień narzekał, zamiast … no właśnie. Przypomniała mu się Ewangelia, którą słyszał dziś rano na Mszy świętej. O tym, jak święta Elżbieta z radością przyjęła Maryję, gdy

ta przyszła ją odwiedzić. I jak potem w homilii ksiądz Piotr mówił, że święty Jan, choć był jeszcze pod sercem swojej mamusi, już rozpoznał, że Maryja przynosi Pana Jezusa,

Zbawiciela.

– no ładnie. Tyle razy dzisiaj Pan Jezus do mnie przychodził, ukryty w innych ludziach, a ja go nie poznałem i wcale się nie ucieszyłem. ech, Gienek, Gienek. Ty samolubie…. –

powiedział do siebie i smutno pokiwał głową. – No i co tu teraz zrobić? Jak to naprawić….

– No, niektórych rzeczy już naprawić się nie da. Można przeprosić i na przyszłość robić inaczej. Sam mi kiedyś tłumaczyłeś – odezwał się głos.

– oooo. Fryderyk? A co ty tu robisz? – Gienek rozejrzał się zdziwiony i ujrzał szopa siedzącego na fotelu. Zaskoczyło go to i czuł się nieco zakłopotany, że przyjaciel usłyszał

jego osobiste zwierzenia.

– No siedzę tu od jakiejś godziny. Tylko że tak się miotasz, że nawet żeś mnie nie zauważył. – mruknął Fryderyk. – ale spoko. Jasna sprawa. Też bym się pewnie tak spienił,

gdyby co chwila mi ktoś przerywał. Ale wiesz co? Może w takim razie, zamiast się teraz zamartwiać, pójdziemy razem na dół i uporządkujemy te wszystkie pakunki, żeby jutro

Dianne miała mniej roboty, co?

– No to chyba dobry pomysł.

III Niedziela Adwentu

III Niedziela Adwentu

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

– No cześć, co robisz? – zagadnął Gienek księdza Piotra, który siedział w pokoju nad jakimiś książkami.
– Przygotowuję homilię na niedzielę.- rzucił za siebie ksiądz nie odrywając wzroku od książki.
– a jak to się robi? – zapytał pluszowy zakonnik.
– czytam najpierw czytania dla siebie, modlę się, zapisuję różne myśli, potem szukam podobnych fragmentów w innych miejscach Pisma Świtego, znów zapisuję, co mi się najbardziej podobało i tak dalej. A potem na koniec sięgam po jakiś komentarz na przykład Ojców Kościoła.
– A co to są Ojce Kościoła? – zapytał zwinięty w kłębek Fryderyk, którego rozmowa dwóch przyjaciół najwyrazniej wyrwała z poobiedniej drzemki na fotelu.
– Nie co, a kto. I nie Ojce, a Ojcowie. To tacy bardzo pobżzni i mądrzy ludzie, którzy żyli dawno, dawno temu i psali bardzo mądre i ciekawe komentarze do Pisma świętego. – wytlumaczył ksiądz.
– aaa no to fajnie. A kto to są….- próbował kontynuować Freddie, ale Gienek mu przerwał:
– No i co wymysliłeś dzisiaj?
– a nawet ciekawe rzeczy. Bo dziś Ewangelia jest o Janie Chrzcicielu.
– a to ten gościu, co jadł szaraki oraz miód, i nosił płaszcz z Elbląga? – błysnął Fryderyk
– eeee. no nie zupłlnie. Jadł miód. owszem, ale szarańczę a nie szaraki, a płaszcz był z sierści wielbłąda raczej. – poprawił ksiądz Piotr
– aa, no to prawie zgadłem!
– no, prawie.
– No ale co z tym Janem ? – dopytywał się Gienek. Niby pamietał całą historię o Janie Chrzcicielu, wiedział o tym, że przychodziły do niego tłumy ludzi, by słuchać tego, co mówił, ale i tak zawsze lubił, jak ksiądz opowiadał im biblijne historie, bo zawsze coś nowego było do odkrycia.
– No ludzie przychodzili do Jana i pytali go: „co mamy robić?”
– no to sami nie wiedzieli? Trzeba rano wstać, iść do pracy, zarobić pieniądze, by potem można było kupić sobie prezenty pod choinke. Być przez chwilę zadowolonym, a potem znów od początku, do pracy, żeby….- rzucił Fryderyk
– no, aleś wymyślił…. – Gienek pokiwal głową z politowaniem.
– no, co…. – jęknął Szop.- że niby co źle? aaa. no tak .Wtedy nie było jeszcze choinek, tak?
– no, wiesz, nie tylko to. Bo z tego, co mówisz, to by wynikało, ze najważniejszą rzeczą na świecie są pieniądze. – zaczął wyjasniać ksiądz Piotr – A przecież tak nie jest. I w sumie ci, którzy przychodzili do Jana, to wiedzieli, że coś jest w ich życiu nie tak, że źle robią, bo właśnie tak za tymi pieniedzmi ganiają. Ale nie bardzo wiedzieli, jak to naprawić i czy w ogóle da się cokolwiek jeszcze naprawić. I Jan daje im bardo proste wskazówki: bądź uczciwy w tym, co robisz i dziel się z innymi, tym co masz. Nie mówi o jakiś niezwykle skomplikowanych rzeczach, ale mówi prosto. Tak, żeby każdy, nawet najmniej wykształcony, mógł zrozumieć: dziel się tym, co masz, z tymi, którzy nie mają. Nie oszukuj, nie wymuszaj pieniędzy od innych, nie stosuj przemocy. Proste, co nie?
– no niby proste do zapamiętania, ale jak to zrobić? – zadumał się Fryderyk
– no i słuszne pytanie. Bo w sumie bez Pana Jezusa bardzo trudno jest zrobić coś takiego, jak odwrócenie się od grzechów. Tu potrzeba łaski. I Pan Jezus właśnie tę łaskę chce nam dać. A my, jeśli rzeczywiście chcemy być szczęśliwi nie tylko chwię, ale zawsze, mamy tę łaskę przyjąć i z jej pomocą to wszystki wprowadzić w życie. Ale o tym to będziemy czytać w innym fragmencie Ewangelii. A teraz, jeżeli nie macie nic innego do roboty, skoczcie na dół i pomóżcie w przygotowywaniu naszych parafialnych paczek dla ubogich. I powiedzcie Dianne, ze ja przyjdę, jak skończę homilię. – ksiądz pomachał im na pożegnanie i pochylił się znów nad książkami.
– no fajnie. Ja już lece! – zawołał Gienek i podreptał do biura parafialnego, gdzie czekało na posegregowanie i rozdanie wiele przyniesionych przez parafian kolorowych pakunków, paczek i toreb z prezentami dla ubogich.
– jak to było? – starał się sobie przypomnieć Fryderyk – „kto ma dwie suknie, niech da temu, kto nie ma?”….

II Niedziela Adwentu

II Niedziela Adwentu

10710688_803449676365194_2111831996727520411_n-Ło mamuniu kochana! Ależ dziury na tej drodze!- wrzasnął Fryderyk podskakując aż pod sufit na tylnym siedzeniu.

-No, kochany, czego oczekujesz. Toż to Nowy Jork. Tu wszystko musi być wielkie. Wielkie miasto, wielkie domy, wielkie ulice, wielkie korki to i wielkie dziury. Big Apple w końcu, co nie? – rzucił za siebie ksiądz Piotr ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jadącego przed nimi samochodu.

– No, ale choć trochę mógłbyś zwolnić – nie dawał za wygraną Fryderyk.

-to by od razu zaczęli za mną trąbić, że blokuję drogę – próbował usprawiedliwiać się ksiądz.

-no już bez przesady. Znó tak wolno to nie jedziemy. A lepiej uważaj na tych dziurach, bo jak urwiesz ośkę, to nigdzie nie dojedziemy. – wtrącił Gienek jak zwykle siedzący na przednim siedzeniu, zapięty bezpiecznie pasami.

-no już dobrze. Przepraszam. -poddał się ksiądz Piotr – Już zwalniam. Ale ostrzegam; Kościuszko Bridge jest w remoncie i będzie znowu trzęsło jak sto pięćdziesiąt.

Przez chwilę jechali w milczeniu: Ksiądz Piotr skoncentrowany na omijaniu dziur i przepychaniu się przez korek, a Fryderyk z Gienkiem jak zawsze z zachwytem obserwujący mieniącą się kolorowymi światłami linię wieżowców na Manhattanie. Empire State Building dziś podświetlony był na zielono-czerwono.

-oho! znaczy się że Boże Narodzenie blisko. wieżowiec na choinkę przerobili – zażartował Fryderyk. -a widzieliście tą choinkę przez Rockefeller Centre? W tym roku taka sobie, co nie? No, a Macy’s jakie tłumy muszą dzisiaj być….

-a żebyśmy my się tak do Bożego Narodzenia przygotowali duchowo, jak się przygotowujemy prezentowo, to byłoby dopiero mistrzostwo świata… – westchnął Gienek zamyślony.

– To prawda. Biegamy, jeździmy, kupujemy, sprawdzamy, gotujemy… a potem patrzysz na kalendarz, adwentu coraz mniej, postanowienia adwentowe zamieniamy na noworoczne, te znów odkładamy na wielkopostne i nic z tego naszego naprawiania życia nie wychodzi… – powiedział ni to do siebie, ni to do pluszaków ksiądz Piotr

– no właśnie…. Taki to już jest ten zwariowany świat. Każdy za czyms goni. Ci za pieniędzmi, ci za sławą, ci za władzą, a Pan Jezus to się robi zupełnie niepotzrebny w tym wszystkim. A to, co mówił, to nikogo nie obchodzi.-westchnął smutno Fryderyk.

– ale to nie ma co teraz biadolić, tylko trzeba się nawracać. – przerwał mu Gienek – Jak jeden Szop się nawróci, to już będzie świat lepszy! Wystarczy, że jeden Gienek przestanie biadolić i narzekać, a zacznie słuchać Słowa Bożego, to już będzie o jednego Słuchającego Słowa Bożego więcej. A jak jeden ksiądz się nawróci, i zajmie się tym, co ksiądz powinien robić, a przestanie zajmować się tym, czym nie powninen, to już w ogóle będzie czad, co nie?

– ojej ojej. aleś pojechał. Że niby czym to ja mam się zajmować, a się nie zajmuję, co? Mądry się znalazł! – oburzył się ksiądz.

– No właśnie. Uderz w stół, a nożyczki się odezwą. – mruknął Gienek. – a to ja mam być twoim sumieniem czy co? Sam dobrze wiesz, na co najwięcej czasu tracisz! Zamiast kazania przygotowywać, to siedzisz na fejsie i tylko się denerwujesz na innych, zamiast czytać Ojców Kościoła to ślęczysz nad gazetami, zamiast jechać do wspólnoty na liturgię słowa, to mecz oglądasz, zamiast …

– no już dobrze, dobrze. – przerwał mu ksiądz – Wiem, wiem! Przepraszam, Muszę się nawracać. To wszystko prawda. Najwyższy czas wybrać się do spowiedzi.

– no i bardzo dobrze. Będzie akurat na Brooklynie liturgia pokutna. Arturo nas zapraszał. Nigdy nie jest za późno, by prostować ścieżki dla Pana. Dziś akurat w Ewangelii o tym było. Że przyszedł Jan i mówił: prostujcie ścieżki dla Pana, wyrónajcie drogi, zasypcie dziury i te wszystkie pagórki wyrównajcie. – zacytował z pamięci Gienek.

– no to postanowione. Nawracamy się. Dzisiaj! Teraz! – wykrzyknął ksiądz Piotr.

– Teraz kochany to ty miałeś skręcić na Metropolitan Avenue. – rzucił Fryderyk, który jedyny śledził wskazania GPS.

– no to ładne….- jęknął ksiądz.

–  to teraz słowo „nawracaj się” nabiera nowego znaczenia….- podsumował Fryderyk

1781349_358609044304504_3683205094927342799_o

 

 

I Niedziela Adwentu

I Niedziela Adwentu

Brewiarz

Budzik zadzwonił przez 6 rano. Za oknem jeszcze długo miało nie być jasno. Fryderyk zwykle jeszcze przez chwile przeciągał się licząc na to, że może jednak okaże się, że to wakacje i nie trzeba tak wcześnie wstawać. Ale tym razem zerwał się nadspodziewanie szybko. Przeżegnał się, odmówił „Ojcze Nasz”, „Zdrowaś Mario” i „Chwała Ojcu” i poleciał do łazienki. Jak na Szopa Pracza przystało, umyty i uczesany zbiegł na dół. Ksiądz Piotr siedział w kuchni i pił kawę przeglądając poranną gazetę.

– a ty co tak wcześnie na nogach dzisiaj? – zapytał

– a nie, nic. tak tylko mi jakoś się spać nie chciało. – odparł Fryderyk

Ksiądz Piotr popatrzył na niego podejrzliwie.

– za dobrze cię znam, żebyś mi taki kit wciskał.

– No… yyyy… bo ja, no tego…. – plątał się w zeznaniach – no bo Adwent się zaczął i ja sobie pomyślałem, że może ja bym tak się trochę ogarnął, bo jak Pan Jezus przyjdzie, a mnie zastanie w łóżku, to będzie trochę głupio. Więc postanowiłem, że będę wcześnie wstawał i się modlił.

– hmmm. no niby racja. A Gienek? Śpi jeszcze?

– tak, tak. On śpi. Bo on to taki śpioch jest. A widzisz, ja nie. Ja jestem dzielny i wreszcie będziesz mnie mógł pochwalić.

– no Freddy, i cała akcja na nic. – załamał ręce ksiądz.-  Przecież sam mówiłeś przed chwilą, że chodziło ci o to, by się modlić, a nie modlimy się przecież po to, by tych, co się modlą pochwalić, a tych ci się nie modlą skrytykować. Modlitwa ma nas przybliżyć do Pana Jezusa, a nie być czymś, czym możemy napompować swoją pychę!

– To znaczy, że mam nie wstawać i się nie modlić? – Freddy rozłożył bezradnie łapki.

– Ależ skąd! To bardzo dobrze, że chcesz się rano modlić. Ale Jezus mówi: jeśli chcesz się modlić, to nie rób tego na pokaz.

– Aha. no chyba rozumiem. – odpowiedział Fruderyk drapiąc się łapką za uchem.

– No cześć, co słychać? – saspany głos Gienka przerwał ich rozmowę.

-a, słychać, słychać. Własnie rozmawialiśmy z Freddim o modlitwie – odpowiedział ksiądz Piotr.

– O! To fajne. ale chyba zamiast debatować, to lepiej iść się po prostu pomodlić, bo z tego waszego wczesnego stawania adwentowego nic nie wyniknie dobrego. odparł Gienek

– W sumie to fakt.  – przytakną Fryderyk i niewiele myśląc podreptał do drzwi. – To ja lecę do kościoła. A wy?

– No jasne. – rzekł Gienek i zarzuciwszy kaptur na głowę podążył za przyjacielem.

– Otwórzcie kościół i zapalcie światła.  Zaraz was dogonię. – rzucił za nimi ksiądz Piotr dopijając kawę. – ech.. co ja bym bez nich zrobił. – Westchnął uśmiechając się do siebie.

Witajcie!

Witajcie!

cropped-gienek-czyta-biblię-kwadrat-512x512.jpg

Gienek Washable jest mnichem. Kapucynem, żeby być precyzyjnym. Jego sposób opowiadania o Bogu, o Piśmie świętym, o historii, o życiu, jest bardzo przystępny. My, ludzie żyjący w dzisiejszym świecie nie mamy czasu albo raczej wydaje nam się, że nie mamy czasu, by długo zastanawiać się nad zawiłymi wywodami. Dlatego też Gienek mówi prosto. Jego sposób mówienia trafia zarówno do dzieci jak i dorosłych. Wszyscy go lubią. W końcu Gienek jest … pluszowy.